Od nadziei do nadużyć
Wyobraź sobie rok 1848, małe amerykańskie miasteczko i pracownika kolejowego o imieniu Phineas Gage, który szykuje się do wysadzenia fragmentu skały pod budowę torów. Wszystko idzie zgodnie z planem, dopóki potężny wybuch nie posyła w powietrze żelaznego pręta. Pręt przebija czaszkę Gage’a, przechodzi przez jego lewy oczodół i wychodzi z głowy, pozostawiając krwawą ranę. Gage ku zdumieniu wszystkich – przeżywa.
Ale to dopiero początek tej fascynującej, choć przerażającej historii. Phineas wkrótce wraca do zdrowia fizycznego, ale jego osobowość nie jest już taka sama. Z uprzejmego i zdyscyplinowanego pracownika staje się impulsywny, nieprzewidywalny i nieodpowiedzialny. Co się stało w jego mózgu? To pytanie będzie fascynować naukowców przez dekady, prowadząc do narodzin jednej z najbardziej kontrowersyjnych metod w historii medycyny – lobotomii.
Co kryją płaty czołowe?
Historia Phineasa Gage’a ujawniła kluczową rolę płatów czołowych – obszarów mózgu odpowiedzialnych za regulację emocji, kontrolę impulsów, planowanie i podejmowanie decyzji. Uszkodzenie tych struktur zmieniło Gage’a w osobę, której nie poznawały nawet bliskie mu osoby. To odkrycie zainspirowało pokolenia neurologów, by zrozumieć, jak manipulacja mózgiem może wpływać na ludzkie zachowanie.
W latach 30. XX wieku portugalski neurolog António Egas Moniz postanowił przekuć tę wiedzę w praktykę. Wierzył, że przecięcie połączeń między płatami czołowymi a resztą mózgu może „uśmierzyć” nadmiernie pobudzone emocje u pacjentów cierpiących na schizofrenię, depresję czy stany lękowe. Tak narodziła się lobotomia.
Obietnica nowej terapii
Pierwsze zabiegi Moniza były prymitywne. Chirurdzy wstrzykiwali alkohol, by zniszczyć połączenia nerwowe, a potem przeszli do chirurgicznego przecinania tkanki mózgowej. Zaskakująco, niektórzy pacjenci wykazywali poprawę. Objawy psychiczne łagodniały, a lekarze byli zachwyceni. W 1949 roku Moniz otrzymał Nagrodę Nobla za ten „przełom w psychiatrii”, a lobotomia zaczęła zdobywać popularność na całym świecie.
W Stanach Zjednoczonych Walter Freeman, amerykański neurolog, postanowił uprościć metodę, tworząc lobotomię transorbitalną. Używając narzędzia przypominającego szpikulec do lodu, wprowadzał je przez oczodół pacjenta i przecinał połączenia w mózgu. Procedura była szybka i tania – czasem zajmowała zaledwie kilka minut.
Ciemna strona lobotomii
Jednak szybko okazało się, że cena tego „sukcesu” była ogromna. Chociaż niektórzy pacjenci rzeczywiście uspokajali się po zabiegu, wielu innych doświadczało poważnych skutków ubocznych. Utrata zdolności emocjonalnych, otępienie, problemy z funkcjonowaniem społecznym – to tylko niektóre z długotrwałych konsekwencji.
W najbardziej dramatycznych przypadkach pacjenci stawali się wręcz „żywymi roślinami”, pozbawionymi woli i zdolności podejmowania decyzji. Procedura była często stosowana bez zgody pacjentów, a nawet u dzieci. W jednym z najbardziej znanych przypadków lobotomię przeprowadzono na siostrze Johna F. Kennedy’ego, Rosemary Kennedy, co pozostawiło ją trwale upośledzoną.
Koniec epoki
W latach 50. XX wieku rozwój farmakoterapii, w tym wprowadzenie chloropromazyny (pierwszego leku przeciwpsychotycznego), zrewolucjonizował leczenie psychiatryczne. Lobotomia zaczęła być postrzegana jako przestarzała i nieetyczna. Do lat 70. jej stosowanie zostało w większości krajów zakazane.
-Alicja